Domowe ciepło


Była sroga zima. Dachy, trawniki i płoty przykrywała śnieżna pierzyna śniegu. Na dworze hulał wiatr i trzymał tęgi mróz. W domu Józefiny było ciepło, przytulnie i miło. Tylko gdzie było najważniejsze źródło ciepła nikt tak naprawdę nie wiedział.

Wielki piec na drzewo wołał z piwnicy:
-Hej przecież to ja ogrzewam cały dom.
-Ej- wołały kaloryfery- gdyby nie my twoje ciepło zostałoby tam na dole. To my rozprowadzamy ciepło po domu.
-Chyba zapomnieliście o mnie-chrząknął gruby, salonowy kominek. To ja dostarczam najwięcej ciepła, to we mnie palą się te grube polana, które gospodyni przynosi z drewutni. To ja gorącym żarem chwytam w swe palce dom.
Kłótnie trwały całą zimę…aż przyszły wiosenne, słońcem skąpane dni.
W domu Józefiny było nadal ciepło, przytulnie i miło…a przecież i piec i grzejniki i kominek były zimne. I może ktoś war słońca nazwałby źródłem ciepła tej chaty, gdyby nie fakt, że ciepło było tak samo odczuwalne w dni upalne jak i te zasnute chmurami.

Cóż… zagadka wyjaśniła się sama, gdy Józefina odeszła do DOMU OJCA. Bo dom choć gorący przestał dawać ciepło. Ani piec, ani kaloryfery, ani nawet kominek…nic, naprawdę nic… nie było w stanie nagrzać tego domu.

Agata Paczosa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz