-Babciu, babciu, Irek znów mi nie chce wytłumaczyć zadania-wołała smutna Agatka.
-Irku, jesteś starszym bratem, to twoja powinność-strofowała staruszka.
-Tak, a potem piątkę dostanie ona-mówił zły.
-Oj zazdrośniku, darami trzeba się dzielić. Ty dasz jej mądrość, a ona tobie wdzięczność-tłumaczyła babcia.
-Ale mi dar!-dziwił się chłopiec.
-Wiesz, nigdy nie wiadomo, czym zakwitnie jej wdzięczność-wyjaśniała dalej kobieta.
-To wdzięczność jest kwiatem?-dziwiła się dziewczynka.
-Nie, Agatko. Posłuchajcie bajki o Samim i Soni.
Kiedyś zrozumiecie.-zakończyła rozmowę i opowiedziała wnukom bajkę.
Tomasz
dwa lata temu wprowadził się do nowego domu. Przyszedł, więc
czas na porządkowanie i ogrodzenie posesji. Pojechał do sklepu, aby
wybrać materiał ogrodzeniowy. Do zakupu gospodarza skusiła
reklama. Mówiła, że Siatka jest” najtańszym z możliwych,
docelowym rodzajem ogrodzenia”. Ale co to była za Siatka! Sonia
była z materiału, plecionego „ślimakowato”, a dodatkowo
została ocynkowana! Już po miesiącu Siatka grodziła swój nowy,
piękny dom. Zachwycała się miejscem, w którym przyszło jej żyć.
Była taka ładna, śliczna, piękna. A na dodatek pewna, że
wszystkie te określenia powstały z myślą o niej. Pewnego
dnia pani Basia u jej stóp posadziła Powój. Sonię denerwowało,
to że gospodyni rozgrzebała ziemię, zostawiła coś i chodziła
to podlewać. Atrakcyjna siatka już wkrótce zaczęła porastać
równowąskimi i miękko owłosionymi listkami. Co rano słychać
było wrzaski:
-
Co się pchasz? Zabierz te swoje owłosione łapy!-krzyczała.
- Soniu, musisz mi pomóc. Proszę, podaj swą rękę-jęczał Powój Sami.
- Nie dość, żeś brzydki, to jeszcze głupi!-wołała.
-Proszę-błagał coraz ciszej.
- Soniu, musisz mi pomóc. Proszę, podaj swą rękę-jęczał Powój Sami.
- Nie dość, żeś brzydki, to jeszcze głupi!-wołała.
-Proszę-błagał coraz ciszej.
I
tak codziennie, po rannej kłótni udobruchana Sonia dłoń podawała,
a Sami się jej chwytał. Owijał się, owijał … i rósł. I
może ten jazgot nigdy by nie ustał, gdyby Powój, któregoś dnia
nie zakwitł. Wszystko można było zarzucić Siatce, ale nie brak
wrażliwości na piękno. Sami wypuszczał z kątów liści po
jednym, czasem dwa kwiaty. Nie dość, że były urocze, fioletowe z
białym gardłem i żółtym środkiem to jeszcze takie wonne.
Zapach, który co dzień towarzyszył Soni, był jej zapłatą za dni
wspierania Samiego. Gdy powój był podziwiany za urodę mawiał:
moje piękno zakwitło z dobroci Soni i mocniej się do niej
przytulał.
Agata Paczosa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz